czwartek, 26 grudnia 2013

Prolog

      Rozejrzyj się dookoła. Kogo widzisz? Ludzi, różnych ludzi, każdy z nich jest inny. Każdy sprawia pozory, nikt nigdy nie jest taki na jakiego wygląda. Dowiadujesz się z kim tak na prawdę masz do czynienia po jakimś czasie. Stoję tu teraz i znowu wracają do mnie wspomnienia. Najgorsze jest to, że jak wracają to w parze z nimi przybywają uczucia, które nam wtedy towarzyszyły. Minęło już 10 lat a ja pamiętam jakby to było wczoraj. Przypomniałam sobie jak w krótkiej chwili straciłam wszystko. W jednej chwili cała moja rzeczywistość upadła. Najgorsze było to uczucie pustki. Widzisz tylu szczęśliwych ludzi i im zazdrościsz. Czego? Szczęścia. Mnie się nie poszczęściło. Straciłam całą rodzinę w 15 minut. Ale za to dostałam samotność, wiele osób tego doświadcza a jest to strasznie bolesne. Trudne jest nie mieć się do kogo odezwać jak jest się dorosłym a jak zatem straszne jest to jak jest się dzieckiem. Małą bezbronną istotą, która potrzebuje ochrony wsparcia i miłości. Ja miałam tylko siebie. Czasem udawałam, że mam przyjaciół, rozmawiałam sama do siebie, nie wiem czemu, ale było mi lepiej. Umysł ludzki nie jest zrozumiały, ale wiem jedno - nigdy nie pozwolę na to żeby ktoś czuł to co ja. Jak tylko będzie to możliwe chce pomagać innym.
— No dobra Minna koniec użalania się nad sobą — powiedziała do siebie dziewczyna. Rozejrzała się dookoła, widziała tylko opustoszałe groby, na których świeciły pustki.
— Niestety ludzie szybko zapominają — powiedziała i odeszła.

~~*~~

     W ręku trzymałam starą książkę z obrazkami, którą znałam już niemal w całości na pamięć. Mimo to, czytałam ją po raz kolejny. Nie miałam przecież zbyt dużego wyboru. Biblioteczka sierocińca była uboga. W dodatku większość tytułów była stanowczo za trudna dla dziecka.
Nagle wstałam gwałtownie z łózka, na którym do tej pory siedziałam. Książkę rzuciłam na poduszkę i zdenerwowana wybiegłam na korytarz. Zdążyłam zobaczyć jeszcze plecy chłopaka, który już zaraz zbiegał po schodach. Dało się słyszeć jego głośny śmiech, rozchodzący się po korytarzu. Wiedział, że zacznę go gonić. Taki był jego cel i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. W innym wypadku, nie zaglądałby przecież do „mojego” pokoju i nie pokazywałby języka, chwaląc się jednocześnie swoją zdobyczą.
Była to czysta prowokacja. Chciał mnie zezłościć i to wszystko. Podroczyć się ze mną, doprowadzić do płaczu. Ale byłam tylko dzieckiem, dlatego też naiwnie zaczęłam go gonić.
— Kenji, oddaj mi to! — krzyczałam, zbiegając za nim po schodach. Tak się złożyła, że tą jego zdobyczą, był mój nowy sweter, który dostałam na gwiazdkę.
Chłopak ani myślał mnie posłuchać. Przebiegł przez spory hol, a gdy dopadł do drzwi, wymknął się na zewnątrz, do ogrodu. Podążyłam jego śladem, jednak przed budynkiem straciłam go z oczu. Pomyślałam, że pewnie znajdę go na placu zabaw, dlatego skierowałam się w tamtą stronę.
Zatrzymałam się przed piaskownicą. Rozglądałam się, ale nigdzie nie było go widać. Przykucnęłam i palcem nakreśliłam kilka znaków na piasku. Miałam łzy w oczach. Dlaczego oni mnie tak nie lubią?, pytałam siebie. Parzcież nic im nie zrobiłam...
Po chwili zza krzaków bzu wybiegła trójka dzieci. Był wśród nich również Keniji.
Wstałam, otrzepałam ręce z piasku i pociągnęłam noskiem.
— Oddaj mój sweter! — krzyknęłam do niego zdenerwowana. Chłopak tylko zaśmiał się głośno. Ani myślał spełnić moją prośbę.
Znowu to samo. Znowu!, wołałam w myślach. Mam już ich wszystkich dosyć!
Za każdym razem, kiedy drażnili się ze mną, przezywali mnie, szturchali, ciągnęli za włosy, a nawet rzucali we mnie piaskiem i patykami. Śmiali się ze mnie, a ich największą uciechą było doprowadzanie mnie do płaczu. Potem im bardziej prosiłam ich by przestali, tym oni z większą ochotą dręczyli mnie. Trwało to dotąd, aż któryś z opiekunów nie zorientował się i mi nie pomógł. Dostawali jakieś kary, ale i tak po jakimś czasie wracali do swojej głupiej zabawy.
Tym razem nim rozpłakałam się na dobre, czy to ze złości, czy ze smutku, uciekłam do pokoju, zostawiając zdziwioną trójkę na placu zabaw. Nie zatrzymali mnie, nie spodziewali się, że porzucę tak cenną dla mnie rzecz i odejdę.
W pokoju schowałam się pod kołdrą. Miałam dosyć wszystkiego. Zawsze chciałam tylko, by mnie zaakceptowali. Pragnęłam, by kochali mnie i byli dla mnie rodziną. Jednak w porę zorientowałam się, że tak się nie da. To nie było możliwe. Wtedy też przyrzekłam sobie, że nie będę się nimi przejmować, że nie będę się przejmować już nigdy nikim.